czwartek, 27 sierpnia 2020

Rozdział 9

     Kiba gorączkowo rozglądał się dookoła miejsca, które w jednej chwili stało się jego więzieniem. Stwierdził, że trzymanie się dotychczasowego planu nie ma sensu. Prawdopodobnie mieszkańcy rezydencji dowiedzieli się już o ich obecności skoro została aktywowana bariera. Myśl o tym, że jego przyjaciołom grozi niebezpieczeństwo zaczęła nieprzyjemnie kłębić się w jego klatce piersiowej w postaci ucisku.
    Bez namysłu przesunął z rozmachem drzwi mieszczące się na tyłach rezydencji. Kątem oka zwrócił uwagę na wyblakły malunek zachodzącego słońca, który zapewne w czasach świetności pierwotnie czerwony, obecnie posiadał barwę brunatno brązowej z żółtymi zaciekami. Jego silnie rozwiniętemu i obecnie wyostrzonemu do granic możliwości zmysłowi węchu nie umknął delikatny, wręcz ledwie wyczuwalny zapach żelaza.
    Inuzuka potrząsnął energicznie głową, wiedział doskonale, że napędzanie się strachem nic mu nie da. Wręcz przeciwnie, przerażony stanie się jeszcze łatwiejszym celem dla przeciwnika. Dlatego też wziął głęboki oddech i wszedł do środka, mając nadzieję, że jest przygotowany na wszystko, co go tutaj czeka. Akamaru niemal bezszelestnie podążał za swoim panem ciemnym korytarzem. Jego nos był ściśle przytknięty do skrzypiącej drewnianej podłogi.
    Nie musieli długo czekać, by ich nozdrza uderzył nieprzyjemny zapach krwi i wymiocin. Kiba skrzywił się czując obrzydliwą mieszankę, która wywoływała u niego napad mdłości. Starał się jednak mocno skupić, ponieważ krew należała do dwóch osób. Jedną z nich znał, przez co jego puls zaczął niebezpiecznie szybko wzrastać. Wizja znalezienia rannego lub co gorsze martwego towarzysza napawała go uczuciem paniki.
    Kiba miał wrażenie, że jego oddech niesie się korytarzem i zaraz ktoś lub coś się na niego rzuci. Odpychał jednak czarne scenariusze na tyle, na ile pozwalała mu jego psychika. Z panicznego odrętwienia wyrwał go widok smug krwi, które tworzyły przerażającą mozaikę na jasnobrązowym dywanie. Akamaru doskoczył do drzwi znajdujących się obok i zaczął nerwowo przebierać pazurami, po ich powierzchni.
    Dokonując szybkiej  priorytetyzacji w swojej głowie Kiba niemal automatycznie pociągnął za rozklekotaną klamkę. Widok Kenjiego opartego o ścianę i próbującego złapać choćby najmniejszy oddech, zarazem wywołał ulgę jak i ciarki u Inuzuki.
   
Zbieramy się stąd mruknął siląc się, by jego głos brzmiał pewnie. Dotykając Kenjiego czuł wilgoć pod palcami i żar, który emanował z jego skóry. Kiba nie był znawcą medycznym, ale wiedział, że prawdopodobnie jego organizm zmaga się z jakimś poważnym problemem i przez gorączkę próbuje zmobilizować się do walki. Jako, że chłopak był bardzo chudy i drobny bez problemu wziął go na plecy i wyniósł na zewnątrz.
   
Teoretycznie nigdzie nie jesteśmy bezpieczni, ale im bliżej wyjścia tym lepiej. Kiba nie wiedział, czy te słowa są otuchą dla niego czy dla chłopaka, ale to nie grało teraz większej roli. Postanowił zostawić Kenjiego pod ochroną Akamaru. Ze swojej strony mógł mu tylko zaoferować kilka pigułek regenerujących i manierkę z wodą.
    Gdy upewnił się, że stan chłopaka choć kiepski, wydaje się stabilny ponownie zniknął wewnątrz budynku. Tym razem adrenalina krążąca w jego żyłach dodawała mu energii, dzięki czemu jego krok stał się pewniejszy, a oddech głębszy. Wiedział, że podąża za kimś, kto skrzywdził bliską mu osobę, przez co lęk powoli ustępował wściekłości. Nim zauważył biegł już wzdłuż coraz świeższych śladów, które zaprowadziły go do kuchni.
    W momencie znalezienia się w pomieszczeniu stanął naprzeciwko bezwładnie leżącego ciała Ino. Wyglądała jak manekin rzucony niczym worek kartofli pod jedną z szafek z naczyniami. Z jej głowy obficie lała się krew, a jasnoblond włosy były posklejane brunatnymi skrzepami.
    Kiba przez chwilę wstrzymał oddech w obawie przed najgorszym, jednak bardzo szybko powrócił do trzeźwości umysłu. Pochylił się nad dziewczyną sprawdzając jej puls i oddech. W duchu podziękował wszystkim możliwym bóstwom, gdy okazało się, że tętno jest wyczuwalne, a oddech choć nieco świszczący, rytmiczny. Wyciągnął rolkę bandażu z kabury, po czym zaczął przyciskać ją do krwawiącego miejsca. Zabezpieczył amatorski opatrunek kawałkiem taśmy, a następnie przygotował  kilka tabletek pomagających przywrócić rannemu shinobi utraconą krew.
    Wziął ostrożnie Ino w ramiona niczym najkruchszą rzecz na ziemi i powoli zaczął wychodzić z kuchni. Rozglądał się czujnie dookoła, ponieważ wiedział, że napastnik będzie chciał wrócić po nią. Miał jednak tę przewagę, że jeżeli od razu się nią nie zajął, to albo coś innego zwróciło jego uwagę, albo poczuł się zbyt pewnie na własnym terenie i pozwolił sobie na chwilę zwłoki.
    Z rozmyślań wyrwał go głośny jęk blondynki. Spojrzał na jej mętny wzrok i bladą twarz.
   
Chyba mam wstrząs mózgu. To pierwsza rzecz jaką wybełkotała stłumionym głosem.
   
I całe szczęście, że czujesz, że go masz. Martwi nie przejmują się takimi rzeczami. Kiba próbował nadać żartobliwy ton swojej wypowiedzi, ale czuł jedynie napięcie, które zaczęło dopiero teraz z niego schodzić. Miał ochotę rozpłakać się ze szczęścia, że pomimo ich nieuwagi, Ino nic się nie stało.
   
Na szczęście ta jędza nie ma zbyt dużo siły. Poprosiłam ją o pomoc z Kenjim, a gdy tylko się odwróciłam, dostałam z jakiegoś tępego narzędzia w głowę. Ino skrzywiła się, gdyż samo wspomnienie wywołało ponowny ból w szczęce.
   
Kenji jest na zewnątrz z Akamaru, ale póki co mamy gorsze zmartwienie. Rozstawili jakąś pieprzoną barierę, która przerobiła kilka ptaków na baryłki węgla. Nie ma szans byśmy ją przeskoczyli lub obeszli.
    
A Hinata i Shino?
    
Mam nadzieję, że nie ucięli sobie drzemki i jak najszybciej wyciągną nas z tego gówna, w którym utknęliśmy. Kiba odetchnął z ulgą, gdy postawił stopę na wyblakłej trawie.
   

    Choji miał wrażenie, że schody pod jego nogami zaraz zamienią się w równię pochyłą i zjedzie po nich, niczym po wielkiej zjeżdżalni. Wosk ze świecy kapał mu po dłoni wywołując dodatkowy dyskomfort, a wilgoć w powietrzu i dziwny zapach stęchlizny przyprawiały go o duszność.
     
Coś czuję, że prędzej świeca się wypali niż dojdę na dół mruknął mrużąc z całej siły oczy, by dojrzeć upragniony koniec. Zastanawiał się co zrobi, gdy już zejdzie. Poszuka Shikamaru, to oczywiste. Co jeśli jednak na dole znajdzie się wróg? Będzie zmuszony stoczyć z nim walkę. Dotknął dłonią szorstką powierzchnię znajdującej się przy nim ściany. Tynk ledwo się jej trzymał, a kolor był trudny do określenia. Czy miejsce na dole jest zwykłą kostnicą czy jakimś cholernym lochem?
    Do uszu Chojiego dobiegł dziwny dźwięk. Jakby duży obiekt uderzał o schody z coraz większą częstotliwością. Odwrócił się ostrożnie kierując światło świecy w kierunku, z którego przyszedł. Niemal otworzył usta ze zdziwienia, gdy zobaczył, że w jego kierunku toczy się beczka.            Tego typu rzeczy widział często w filmach przygodowych, jednak teraz mogło się to dla niego bardzo kiepsko skończyć. Odruchowo wykonał technikę powiększenia całego ciała, stając się swoistym korkiem w korytarzu. Gdy beczka zbliżyła się do niego, jedynie odbiła się od ochraniacza pokrywającego jego brzuch. Choji czując się jak sardynka w ciasnej metalowej konserwie, zastanawiał się co ma zrobić.
    Jeśli wróci do pierwotnego rozmiaru beczka go zepchnie w ciemną otchłań. Nie pozostało nic innego niż zmiażdżyć ją, nim ona zmiażdży jego. Z beczki wylało się kilka litrów wina, które spływało strumieniem po schodach i ubraniach chłopaka. Nie było czasu na rozmyślanie nad marnotrawieniem trunku, ponieważ oczywistym był fakt, że beczki same nie spadają na ludzi. Ktoś z pełną premedytacją chciał go zabić w iście kreskówkowym stylu.
    Z góry dało się słyszeć zdenerwowane pomruki i głośne rzęsiste sapanie. Choji w napięciu wyczekiwał aż stanie oko w oko z przeciwnikiem i przy okazji zastanawiał się jak będzie wyglądała ich walka, w tak bardzo nie sprzyjających mu warunkach. Kolejne zaskoczenie bardzo szybko nastąpiło. Jego oczom ukazała się służąca, która jednak teraz w tym oświetleniu przypominała mu rozwścieczoną strzygę zamiast spokojnej staruszki od ciasta. Jej twarz była tak mocno stężała w gniewie, że widział niemal wszystkie żyły i mięśnie, które napinały się na jej szyi i szczęce.
    
Psy z Konohy jak widać nie chcą wcale zdychać. Jej głos był chrapliwy i nienaturalnie wysoki. Skoro paskudna masa mięcha zatyka tunel, spuszczę z niej powietrze. Jak z balonu! zachichotała błądząc szaleńczym wzrokiem po ciele Chojiego. Chłopaka przeszedł dreszcz. Ta starucha postradała zmysły przeszło przez jego myśli.
    
Tak, z tamtej coś jeszcze będzie na rynku, ale ciebie i twoich otłuszczałych narządów nikt nie zechce. Dopiero teraz zauważył, że w szczupłych drżących dłoniach połyskiwał złowieszczo czubek noża rzeźnickiego. Tego samego, który wcześniej podziwiał w kuchni. Choji niewiele rozumiał z maniakalnych pomrukiwań kobiety, ale wiedział, że raczej nie dojdzie z nią do porozumienia. Mimowolnie zaczął dociskać swoje ciało do powierzchni ściany, z której osypały się okruchy tynku.
    Czym innym była walka z wrogim shinobim, a czym innym z osobą starszą. Gdyby nie fakt, że wyglądała ona na  bezwzględną i o ohydnym, pozbawionym szacunku charakterze, chłopak czułby nieznośne wyrzuty sumienia. Tym razem jednak tak nie było. Obserwował w milczeniu jak kobieta zamachuje się narzędziem zbrodni, gotowa rzucić się na niego i wypatroszyć go jak zwierzę przeznaczone na ucztę.
    Bezszelestnie dezaktywował technikę i całą swoją masą przykleił się do ściany, łamiąc paznokcie na szczątkach chropowatej powierzchni. Miał nadzieję, że z racji wieku i ograniczonej sprawności fizycznej, wariatka po prostu spadnie na ziemię i będzie miał ją z głowy.  Ta jednak czując niknący grunt pod jej nogami złapała się długich jasnobrązowych włosów Chojiego i pragnęła go pociągnąć razem ze sobą w objęcia śmierci. Różnica siły fizycznej była jednak nie do przeskoczenia i chłopak nie wiele myśląc, by nie zdążyło go dorwać sumienie, opadł na schody, a następnie z całej siły kopnął kobietę w klatkę piersiową.
    Miał wrażenie, że nigdy nie zapomni odgłosu łamanych kości i przeraźliwego krzyku, który po jakimś czasie ustał i jedyne co usłyszał to głuchy łoskot ciała. Ciała, które prawdopodobnie znalazło się na końcu schodów.

    Shikamaru jęknął czując, że wylądował na jakimś twardym i nierównym wzniesieniu. Poczekał aż jego wzrok przywyknie do egipskich ciemności i przez chwilę leżał bezwładnie. Analizował czy wszystkie jego kości są całe, ale wiedział też, że adrenalina wzbudzona nagłym zjazdem i lądowaniem, wypełnia jego ciało i mocno zagłusza postrzeganie świata.
    Pod rękami wyczuł coś twardego o nieregularnym kształcie. Przekrzywił delikatnie głowę i mrużąc oczy zauważył, że przed jego nosem znajduje się ludzka czaszka. Nieprzygotowany na tak makabryczne odkrycie z cichym piskiem przeturlał się na drugi bok. Dopiero teraz poczuł, że w jego nodze znajduje się jakieś obce ciało, a znieczulenie wywołane dodatkowymi emocjami zaczyna puszczać. Wsparł się na ramionach zerkając w dół. Przez chwilę z dużym wysiłkiem przeszukiwał swoje wszystkie kieszenie, wyjmując z ulgą małą podręczną latarkę. Jej światło było może i żałośnie słabe, ale pozwalało dojrzeć mu ostry łukowaty przedmiot tkwiący w jego podudziu. Gdy skierował światło nieco dalej miał wrażenie, że zaraz zemdleje.
    Łukowaty przedmiot okazał się być kawałkiem żebra, które pochodziło prawdopodobnie od rozpadającego się obok szkieletu.
    - Kurwa, wiedziałem. - mruknął. Jako, że Ino pełniła rolę ich apteczki, to jedyne co mu zostało to rozerwanie własnego rękawa. Wiedział doskonale, że kość stanowi swego rodzaju korek w jego ranie. Nie mógł jednak kuśtykać z kością wystającą mu z nogi. Poza tym to jawne skupisko bakterii i jeśli nie chce zostać kaleką musi jak najszybciej zdezynfekować miejsce urazu.
    Jego wzrok powoli przyzwyczajał się do ciemności i zauważył, że znajduje się na kupie ludzkich kości. Na szczęście nie widział nigdzie świeżych zwłok. Przelotnie spojrzał na ubrania i ochraniacze licho zwisające ze szkieletów. Można było zaobserwować praktycznie wszystkie wioski na nich.
    Delikatnie czołgając się przemierzał upiorne cmentarzysko znajdujące się pod nim w poszukiwaniu jakiś przydatnych przedmiotów. Z radością zauważył manierkę przy boku szczątków shinobi z Kirigakure. Powąchał jej zawartość i potrząsnął. Z rozczarowaniem stwierdził, że ilość alkoholu nie wystarczy na dezynfekcje.
    Jako, że nie chciał skończyć jako część kupki, zacisnął mocno zęby i wyjął z kieszonki na piersi zapalniczkę. Modlił się, by kość nie tkwiła w tętnicy i aby nikt go nie usłyszał. Przez chwilę zastanawiał się co zrobić z manierką. Na odwagę postanowił wypić jej zawartość, po czym biorąc głęboki oddech wziął się za delikatne opatrywanie i przypalanie rany. Pomimo małej wielkości i jak się okazało potem głębokości, ból był nie do zniesienia. Shikamaru miał wrażenie, że straci zaraz przytomność i nigdy więcej się nie obudzi.
    Otumaniony bólem, z potem ściekającym po jego skroniach mozolnie sturlał się z górki. Myślał o tym, że dawne sposoby zaopatrywania ran były kuriozalne, lecz dopóki nie rozwinęło się i rozpowszechniło medyczne ninjutsu i shinobi nim się posługujący, niezwykle potrzebne. Zimna podłoga dawała mu delikatne ukojenie. Nie wiedział gdzie jest, ale sądząc po temperaturze otoczenia była to piwnica. Przerażająco zimna, nie wiedział czy jego zęby szczękają z bólu czy wychłodzenia.
    Po jakim kwadransie począł ostrożnie się podnosić. Uciążliwy ból mocno ograniczał jego ruchy, jednak chęć wydostania się stąd skutecznie go motywowała. Kuśtykając zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. Dzięki zapalniczce mógł zauważyć ściany z przymocowanymi do nich pochodniami. Wolał nie ryzykować wykrycia ograniczając się do malutkiego płomyka w jego dłoniach. Po szybkim rozeznaniu stwierdził, że początkowo zakładana piwnica, tak naprawdę ma konstrukcję potężnych katakumb. W głowie Shikamaru pojawiło się kilka opcji. Skoro ktoś ma pod domem podziemny cmentarz, to jest on przeznaczony albo dla członków rodziny, albo co bardziej prawdopodobne dla ofiar eksperymentów Orochimaru. Upewnił go w tym przekonaniu fakt, że zamiast tabliczek z danymi zmarłego, na ścianie znajdował się jedynie numer będący swoistym identyfikatorem i data zgonu. Żadnej daty urodzenia. Analizując rozbieżność lat pomiędzy zgonami, można zakładać że cała ta działalność rozciąga się na co najmniej trzydzieści lat wstecz.
    Nara wstrzymał oddech słysząc kroki przed sobą. Chcąc uniknąć wykrycia schował się za jedną ze ścian i zgasił zapalniczkę. Poczuł, że znajduje się blisko jednego z wyżłobionych grobów, w których leżały pokryte pajęczyną szczątki. Wcisnął się obok nich obserwując uważnie, czy strażnik podejdzie bliżej. W ciemnym, pozbawionym źródeł światła miejscu, jego ninjutsu było bardzo mocno ograniczone. Ponadto wolał nie wywoływać szumu, nie znając położenia pozostałych przeciwników.
    Z ulgą stwierdził, że kroki poczęły się oddalać, zatem mógł poczuć się bezpieczniej. Miał do czynienia kiedyś z jednym z ludzi Orochimaru. Przeklęta pieczęć nadawała jej posiadaczowi niesłychaną siłę, a także ingerowała w zmiany w jego ciele. Pojedynek z Tayuyą był już cholernie upierdliwy i gdyby nie Temari, chyba nigdy by się nie skończył. Jeżeli zdecydowałby się walczyć z kilkudziesięcioma naznaczonymi...równie dobrze mógł sobie już zaklepać miejsce w katakumbach na stałe.

    Hinata gorączkowo zerkała na delikatny srebrny zegarek na jej nadgarstku. Według jego wskazań minęła już godzina od aktywowania bariery. Z Shino wciąż nie mogli namierzyć poszukiwanego przez nich punktu. Zarówno owady Aburame jak i jej oczy nieprzerwanie analizowały skomplikowaną sieć chakry.
     Mam wrażenie, że obeszliśmy ją dookoła. I nic! Sapnęła zdenerwowana Hinata. Przygryzła paznokieć palca wskazującego i zaczęła obserwować jeszcze raz irytująca układankę drobniutkich niteczek.
     A co jeżeli bariera ruszyła się razem z nami? Shino do tej pory milczał, ale i na jego twarzy powoli wykwitał wyraz zmęczenia. Mam pewien pomysł. Ja spróbuję jeszcze raz ją okrążyć, a ty zostaniesz w tym miejscu i będziesz obserwować czy struktura ulega zmianie. Hinata powoli pokiwała głową.
     Że też na to wcześniej nie wpadłam szepnęła, delikatnie zaciskając dłonie w pięści. Czuła się całkowicie bezużyteczna. Wiedziała, że ona i Shino są na chwilę obecną jedyną nadzieją dla reszty. Nawet jeżeli wsparcie z Konohy już wyruszyło, to wciąż nie mogła pozwolić sobie na oczekiwanie w bezpiecznym miejscu na ratunek. Zróbmy to. W głosie Hinaty na nowo rozbrzmiała determinacja.
     Pomimo uciążliwego bólu głowy i oczu związanego z długotrwałym użytkowaniem techniki bez chwili przerwy, postanowiła dać z siebie wszystko.




7 komentarzy:

  1. Wątek kryminalny bardzo mi się tutaj podoba. Potrafisz z taką lekkością wprowadzić czytelnika w historię i później wyczekuje się tylko kolejnej części... A kolejnej części jeszcze nie ma! T^T Najbardziej jestem ciekawa co z Kenijim oraz Shikamaru. Tego drugiego dasz nam więcej? :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej ^^! Shikamaru będzie miał jeszcze swoje pięć minut jako główny bohater w innym tomie :3

      Usuń
  2. Cały rozdział trzymał mnie w napięciu. To było niesamowite! Widać, że rozdział był bardzo przemyślany. Czułam ucisk w klatce piersiowej jak Kiba, zaczęło mi szybciej bić serce jak Shikamaru... Masz coś w swoim stylu/technice, że umiesz wywoływać takie rzeczy.
    Samo opowiadanie przypomina mi wielorodcinkową misję w anime, a ostatnie sceny mrożą krew w żyłach niczym Amnezja: Mroczny Obłęd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam Amnezję, dlatego jestem bardzo uradowana z takiego porównania <3 Budowanie napięcia nie jest zbyt proste, zwłaszcza w słowie pisanym. Łatwo zgubić dynamikę i odpowiednią prędkość, dlatego kilka dni zajęło mi głowienie się nad tym rozdziałem i jego podrasowywanie.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Dodam jeszcze, że jeszcze trudniej jest o dynamikę, jeśli pisze się fanfiction Naruto, gdzie każdy jest przyzwyczajony do tego, że co dwie minuty walki jest przerwa na rozmowę! Trochę się z tego śmieję, ale ciężko zrównoważyć dynamikę i kanoniczne Talk no Jutsu... :D.

      Usuń
    4. Właśnie dokańczając rozdział 10 ( który i tak miał sporą obsuwę przez natłok obowiązków) złapałam się na tym, że pomiędzy walkami, albo w trakcie wplatam dialogi. A potem sobie tak myślę, że to w sumie całkiem typowe dla kanonu Naruto i raczej ciężko mówić, by walki w Naruto czasami po prostu nie były przegadane :D

      Usuń